Może i zrobiłam to głupio, nie wyróżniając się, ale zrobiłam to bo planuję dalszą część i po prostu taka była moja decyzja. Pewnie połowie z was się to nie spodoba, ale tak jest i zrobiłam to w ten sposób.
Miłego czytania ;)
EPILOG
Otworzyłam oczy i oślepiła mnie biel ścian. Co? W naszym pokoju nie ma białych ścian a przysięgam że tam zasypiałam wtulona w Harrego. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wieczoru. No ale co on teraz odwala co? Przeniósł mnie gdzieś? Może to chłopaki sobie znowu ze mnie żartują? Ale chwila, gdzie oni są i dlaczego jestem podłączona do jakichś maszyn? Może mam jakieś przewidzenia ale wydaje mi się że jestem w szpitalu. Co ja tu robię?Odruchowo jak co dzień rano dotknęłam mojego brzucha. Dlaczego do cholery mój brzuch jest płaski?! Gdzie jest nasza księżniczka? Poroniłam? Gdzie Harry? Do sali weszła pielęgniarka i jakby zdziwiła się moim widokiem. Wybiegła bez słowa w sali a po chwili wróciła z lekarzami. O co tu chodzi?! Coś za dużo tych pytań.
- Gdzie Harry?- wyszeptałam cicho. Co z moim głosem? Jest jakiś inny.
- Kto?
- Harry.
- Spokojnie. Dobrze się czujesz? Co pamiętasz jako ostatnie?
- Zasypiałam w pokoju mojego chłopaka. Co ja tu robię? Gdzie on jest?
- Gdzie to było?- No ludzie, czy na prawdę aż tak trudno odpowiedzieć na
proste pytanie? Gdzie jest mój Hazz?
- No jak to gdzie? W Londynie. Gdzie jest Harry?- Po moich oczach stopniowo
zaczęły spływać łzy. Ta sytuacja wcale nie była miła, zwłaszcza że w ogóle nie
rozumiem o co tutaj chodzi. Dlaczego nikt mi nie chce nic powiedzieć? Dlaczego
nie jestem w ciąży? Może Harry mnie zostawił kiedy się dowiedział. Ale, ale to niemożliwe,
on by mi tego nie zrobił, przecież obiecał. Obiecał że będzie ze mną, już na
zawsze.
Lekarz co chwilę spoglądał w jakieś papiery i sprawdzał standardowe rzeczy
takie jak temperatura i inne. A ja ciągle pytałam tylko gdzie do cholery jest
Harry? Co się dzieje?
- To musiał być tak zwany sen na jawie. Przyśniło ci się to wszystko, a
wydaje ci się że to się wydarzyło.-
- Że co? O czym pan mówi? Niby kiedy miało mi się to przyśnić, w jedną noc?
- Byłaś w śpiączce półtory roku.
- Ile? Co tu się kurwa dzieje?!
- Spokojnie.- no chyba go pojebało! Ja mam być spokojna. Jak to byłam w
śpiączce? To dlaczego nie ma tu Harrego? Chłopaków? Dlaczego do cholery nie
jestem w ciąży? Poroniłam? Nie, to nie możliwe. Moja głowa pękała. Do mózgu nie
docierały kolejne informacje przekazywane przez lekarza. Patrzył na mnie
smutnym wzrokiem wmawiając mi że Harry nie istnieje, ale przecież on tu był.
Był ze mną ja byłam z nim, mieliśmy mieć dziecko. Przecież nie zwariowałam.
- Nikt mnie nie odwiedzał?
- Pewien chłopak ale nie było go już od jakiegoś czasu.
- Może to był Harry?
- Nie, na pewno nie.
- Jak to nie Harry? On musiał tu być! Jak ja się tu w ogóle znalazłam?!-
- Ten chłopak który tutaj przychodził uderzył cię na lotnisku, a ty upadłaś
i straciłaś przytomność. Byłaś operowana ale pojawiły się komplikacje i
zapadłaś w śpiączkę.
- A co z Harrym? Gdzie on jest?!
- Nigdy nie było tutaj żadnego Harrego. Musiałaś go sobie wyobrazić. Już
mówiłem, przeżyłaś tak zwany sen na jawie. Wydaje ci się że pewne zdarzenia
miały miejsce ale tak naprawdę sobie je tylko wyobraziłaś kiedy spałaś.-
Co on pieprzy? Jakie wyobrazić? Co z Harrym? Co z naszą księżniczką? Powoli
do mnie zaczęło docierać to co on mi usiłował przekazać. Tylko ze nadal nie
rozumiem połowy z tego co się tu dzieje. To jest chore! Ja chcę się obudzić z
tego głupiego snu! To wcale nie jest śmieszne.
- Którego dzisiaj jest?
- Dwudziesty grudnia 2013 roku.
- Który?!
- 20 grudnia.-
On sobie chyba żartuje. Przecież to wszystko jest
nie możliwe. A koro trafiłam tutaj półtory roku temu to znaczy że pod koniec
czerwca w 2012. Nie rozumiem. Jak to ktoś na mnie wpadł na lotnisku? To przecież Niall
wtedy mnie uderzył, wtedy poznałam Harrego. Ale skoro zapadłam w śpiączkę to...
to… ja go nigdy nie poznałam, a tym chłopakiem wcale pewnie nie był Horan.
- Pan żartuje prawda?- wyszeptałam cicho przez łzy które dalej swobodnie spływały
po mojej twarzy.
- Przykro mi.
Czas się zatrzymał.
Mój wzrok utkwiony w ścianie naprzeciwko mojego łóżka. W mojej głowie był
istny chaos. Próbowałam poukładać to wszystko ale nic nie miało sensu, niczego
nie umiałam. . . nie chciałam zrozumiec.
Lekarz zaczął zadawać mi pytania jak
się nazywam, skąd jestem, ale nie odpowiadałam na żadne z nich. Jedynymi
oznakami mojego życia były co jakiś czas mrugające oczy z których spływała
słona woda. Już nawet nie wiem czy mogę je nazwać łzami, nic nie wiem. Zostałam
sama. Zupełnie sama.
Nie mogę w to uwierzyć. Co ja mam zrobić? Właściwie to nie mogę zrobić nic.
Nie ma Harrego, nie ma nas, nigdy nie było. Teraz pewnie jest w jakiejś trasie,
szczęśliwy z inną dziewczyna. Nie ma go tu, nie ma go przy mnie. On mnie nie
zna. A co z tymi wszystkimi chwilami? No tak, nigdy ich nie było. To moja chora
wyobraźnia, wytwór w mojej głowie. Tylko że dla mnie to wszystko się zdarzyło,
ale nie, to nie miało miejsca. Myśli mi się plątały. Nie potrafiłam na trzeźwo
o tym myślec.
Próbowałam zasnąć ale na marne. Jedynym moim przyjacielem tej nocy był
biały sufit który stał się jakby ekranem kinowym na którym oglądałam wszystkie
zdarzenia które się nie zdarzyły. To bez sensu. Każda minuta, sekunda. Pamiętam
każdy szczegół jakby to było wczoraj. Tylko wczoraj ja zasypiałam w ramionach
Harrego który obiecał mi że mnie nie zostawi. Ale zostawił. Zostawił samą i
zabrał ze sobą maleńka księżniczkę. Ale ja chcę ją z powrotem. Chcę tam wrócić.
Do łóżka Harrego, naszego łóżka, do domu chłopaków. Chcę żeby mnie denerwowali,
śmiali się z mojego brzucha, rozmawiali z nim udając że mówią do małej. Płacz.
Całe moje emocje chciałam wylać razem z łzami ale nie umiałam. Wszystko
siedziało we mnie. To ja już bym wolała stracić pamięć. Nie wiedzieć kim
jestem, skąd jestem a nie pamiętać aż zanadto. To tak cholernie
niesprawiedliwe. Dlaczego odebrano mi dwie najważniejsze osoby w życiu i
przyjaciół? Tak po prostu okazało się że ich wcale nie znam, oni nie znają
mnie. Ja przecież byłam z nim, kochałam go, był najważniejszy. Nadal jest. Czy
ja kocham osobę której nie znam? Czy to jest w ogóle możliwe? Jest. A ja jestem
tego świetnym przykładem. To tak bardzo boli. Przecież ja go nigdy nie spotkam,
już nigdy nie będę mogła zaciągnąć się jego zapachem, zatonąć w jego oczach, pocałować.
Nigdy. A co jeśli go kiedyś przypadkowo spotkam? Rzucę się na niego i pocałuję
bo mi się przyśnił? On nie ma pojęcia o moim istnieniu, nie pozna mnie. Harry,
mój Harry. Nie, nie mój, nigdy nie był mój. Nie zdaje sobie sprawy z tego że gdzieś
po świecie chodzi jakaś Meggi, która oddała by za niego swoje życie. A no tak,
nie Meggi tylko Magda. Nie ma Meggi, przecież to ON chciał tak mnie nazywać i
przez to wszyscy tak zaczęli do mnie mówić. Byłam szczęśliwa Meg, mającą
wszystko. A teraz? Została zwykła Magda. Nie ma Meggi i nigdy nie było. Nigdy
już nie będzie. Nie istniała w realnym świecie. Do tej pory sadziłam że jej
życie to moje życie. Ale myliłam się i to bardzo. Meggi jest kimś zupełnie
innym, wytworem mojej wyobraźni. To jest takie dziwne. Przeżyłam coś czego nie
przeżyłam. Jak to głupio brzmi. Tylko że to prawda, tak bolesna prawda. Kocham
go. Mimo wszystko nadal go kocham. Nie jestem jak fanka zakochana w swoim
idolu.
Ale i tak nie to w tym wszystkim mnie najbardziej dziwi. Dlaczego na mojej
ręce jest bransoletka? To nie było by nic nadzwyczajnego gdyby nie to że to
taka sama bransoletka, która dał mi Harry, kiedy po wakacjach wracałam do
Polski. Jak to możliwe skoro on mnie nie zna, nie byliśmy nad żadnym jeziorem
kiedy ją dostałam i to się nie wydarzyło?
Zbyt wiele w tym wszystkim jest po prostu dziwne. Co życie chciało mi dać
przez ten sen, co pokazać? Zniszczyć moje życie, dać do zrozumienia że tak naprawdę
nigdy nie będę w ten sposób szczęśliwa, że nigdy już nikogo nie pokocham?
Mogłabym się rzucić z okna, mogłabym podciąć żyły, albo wykraść tabletki i połknąć
milion na raz. Mogłabym bo nikt nie tęskni, nikt mnie nie potrzebuje, nikt nie
kocha, nie kocha jak on kochał. . . Mogłabym to zrobić ale nie umiem. Mogłabym udawać
wariatkę i wrzeszczeć jak bardzo go kocham i potrzebuję. Ale nie zrobię tego,
bo jestem pieprzoną idiotką która nawet nie potrafi ze sobą skończyć. Nadzieja
matką głupich? W takim razie ja do nich należę. Bo mimo tego że straciłam go
już na zawsze, że tak na prawdę nigdy NAS nie było, nigdy nie kochał mnie,
nigdy nie byliśmy na Malediwach, nie pocałował na pierwszej randce, nie kłócił
się o jedzenie kiedy chciał seksu, nie żartował z moich dziwnych przyzwyczajeń,
nie przyjechał na moje urodziny, nie pogodził ze mną w sylwestra, nie poznał
mojej rodziny, nie spłodził księżniczki, nie był tak troskliwym ojcem, którym
nawet nie zdążył być, nie był ze mną, nie pokochał. Mimo tych wszystkich
rzeczy, których nie było, tych zdarzeń które nigdy nie wyparują z mojej pamięci
ja mam nadzieję. Nadzieję na to że przeżyję jeszcze choć sekundę kiedy będę szczęśliwa.
Tylko tyle, może dla niektórych niewiele, ale dla mnie to bardzo dużo.
Zabrali mi wszystko, odebrali każdą osobę którą kochałam. Mojego
niezastąpionego Zayna, który był przyjacielem nawet jak nie było przy mnie
nikogo, on był, zawsze był. Niall, mój kochany żarłoczek o blond włosach.
Potrafił pocieszyć, uśmiech sam pchał się na twarz kiedy było się obok niego. Nieprzewidywalny
Louis. Rzucający żartami jak workiem marchewek. Kochający je bezgranicznie.
Przeważnie mówiący coś nieodpowiedniego do sytuacji, rozbrajający. Poukładany
Liam, nasz Daddy, zawsze i wszędzie. Rozsądny ale potrafił zaskoczyć nie raz. I
Harry. Mój kochający, romantyczny, zaskakujący kochany Harry. Często mnie
irytował, często się przez niego denerwowałam. Kochał mi robić niespodzianki.
Zboczony a przez to jeszcze bardziej seksowny i pociągający. Współczujący,
pocieszający, zawsze przy mnie kiedy go potrzebowałam. Uparty i odrobinę
zapominalski. Ale za to wszystko go kochałam, za to jaki był, wariat z wielkim
sercem, które było zawsze otwarte dla mnie. Już nie.
Wszystko co dla mnie się liczyło się skończyło. Najdziwniejszy i
najpiękniejszy sen „na jawie” dobiegł końca, a wraz z nim moje życie. Bez niego
nie ma mnie, a beze mnie nie ma życia. Zawsze czułam się przy nim jakbym była w
niebie... bo to Harry nim był, był moim niebem.
______________________________________
Nie dodawałam, bo odwlekałam ile mogłam z dodaniem... epilogu. Wiecie jak mi ciężko to zrobić? W dodatku mam wrażenie że zawiodłam was tym epilogiem, że nie do końca zrobiłam to tak jak chciałyście, że potrafiłam lepiej. Ale mam jednak nadzieje ze miło czytało wam się to opowiadanie. Wierzę, że podobało wam się.
I dziękuję, ogromnie dziękuję za wszystkie wasze komentarze. Za tyle wejść, za wszystko. Powinnam podziękować każdej z was osobno, zwłaszcza że część zasługuje na specjalne podziękowanie. Ale przepraszam że tego nie zrobię. Wy wiecie kto podnosił mnie na duchu swoimi komentarzami.
Nie wierze że to już koniec, ale niestety, to ostatni post na tym blogu. To koniec. I pisze to z wielkim bólem. Na prawe bardzo trudno w tym momencie kliknąć "opublikuj"
Proszę chociaż teraz pod epilogiem zostawcie choć mały, krótki komentarz, chcę wiedzieć ile was było, i głosujcie w ankiecie, proszę.
KOCHAM WAS! DZIĘKUJĘ